- Towar do punktów w centrum nosiliśmy czasem w rękach, bo po godzinie 11. na Rynek nie można było wjechać samochodem – opowiada pan Filip, student z Cieszyna w woj. Śląskim, który w wakacje dorywczo pracował w jednej z lokalnych hurtowni. – Plecy bolały mnie tylko na początku – trzeba „złapać technikę” i przyzwyczaić organizm- wtedy jest już lepiej. – dodaje.
Tyle, że przyzwyczajanie organizmu wcale nie jest konieczne. Zgodnie z zapisami rozporządzenia Ministra Pracy i Polityki Społecznej w sprawie bezpieczeństwa i higieny pracy przy ręcznych pracach transportowych z 14 marca 2000 roku, ciężar towarów przenoszonych na odległość nie dłuższą niż 25 metrów przy pracy stałej nie może przekraczać 30 kg. W wypadku gdy ciężar podnoszony jest jedynie cztery razy na dobę ograniczenie sięga 50 kg. Codzienne obowiązki pracowników firm dostawczych często jednak znacznie wykraczają poza ustalone normy. Wystarczy powiedzieć, że masa jednej 50 litrowej kegi piwa, których niekiedy do jednego klienta trzeba dostarczyć kilkanaście, może wynosić nawet 60 kg.
- Takie stałe przeciążanie kręgosłupa skutkować może dyskopatią, czyli schorzeniem krążka międzykręgowego – ostrzega fizjoterapeuta Aleksandra Hoc. - Zaniedbanie i zbagatelizowanie bólu krzyża prowadzi czasami do poważnych powikłań zdrowotnych: zaburzeń fizjologicznych czy nawet neurologicznych- dodaje.
Zagrożenie zdrowia pracownika jest realne, a według prawa to właśnie na pracodawcy spoczywa obowiązek wyeliminowania konieczności ręcznego transportu. Gdy jest to niemożliwe, jest on zobowiązany wyposażyć zatrudnione przez siebie osoby w odpowiedni sprzęt ułatwiający codzienną pracę. Jednak tutaj rzadko teoria przeradza się w faktyczne działania. Dlatego tak ważny jest dialog z pracodawcą. Możliwości rozwiązania problemu jest kilka, jednak często, wymieniane przy tej okazji zmiany w organizacji, zwiększenie zatrudnienia, czy inwestycja w narzędzia pracy, traktowane są przez firmy jako „niepotrzebny wydatek”. A szkoda.
- Na rynku pojawił się już nowy segment wózków przystosowanych do ekstremalnych dla dostawców warunków panujących w centrach miast – mówi Borys Wochna prezes firmy STILL, producenta wózków widłowych. – „Paleciaki” typu CiTi umożliwiają transport towaru po nierównej drodze, krawężnikach, czy pod górę, bez wysiłku ze strony operatora i bez zagrożenia dla jego zdrowia – dodaje.
Podobnych możliwych rozwiązań pomagających pracownikom przy codziennej pracy jest wiele, jednak po raz kolejny okazuje się, że w takich wypadkach wciąż zwycięża prozaiczne myślenie polskiego biznesmena. Przestrzeganie prawa staje się ekonomicznie nieopłacalne.
- Firmom za złamanie przepisów BHP grozi kara ze strony Inspekcji Pracy, jednak mało kogo przeraża widmo mandatu o wysokości 500 zł- mówi chcący zachować anonimowość pracownik Zakładu Techniki Bezpieczeństwa. – Recydywiści mogą liczyć się nawet z zamknięciem zakładu, jednak ta sankcja stosowana jest bardzo rzadko – dodaje.
Nieprzestrzeganie zasad BHP w miejscu pracy to niestety często reguła w niewielkich i średnich firmach w Polsce. Mimo norm i przepisów regulujących te kwestie wciąż są one bagatelizowane przez wielu pracodawców. Powodem są zapewne zarówno nieadekwatnie niskie kary związane z nieprzestrzeganiem założeń rozporządzenia, jak i ograniczona świadomość firm na poziomie dbania o pracownika. Jedno jest pewne- zmiany w tej kwestii są konieczne i z czasem muszą nadejść, bo dotyczą dobra wszystkich zainteresowanych. Pytanie tylko, kto je zainicjuje?